Publikacje

05.03.2018 | autor: Piotr Boroń

Nasz Dziennik - Boroń: Stolica konfederacji

Jasna Góra w rękach obrońców wolności



Piotr Boroń




Wiele przemawiało w dobie konfederacji barskiej za tym, by uczynić z Jasnej Góry stolicę powstania, a nawet punkt zwrotny w wojnie, jak to miało miejsce w czasie wojny 1655 roku. Kazimierz Pułaski zdecydował się zrobić z niej symbol oporu i Częstochowa znów stała się głośna w całej Europie.



Dziś jeszcze wspominamy zwycięstwo Jasnej Góry nad Szwedami w dobie potopu jako coś niewiarygodnego, bardzo żywa była pamięć tej heroicznej obrony w XVIII wieku. Częstochowski klasztor jaśniał na mapie katolickiej Europy jako symbol zwrotu w wojnie z heretykami – bo nim był faktycznie, a wszyscy oddawali hołd Matce Bożej, nazywanej Królową Polski, której ikonę przyozdobiono koronami papieskimi w 1717 roku.



Gdy w sukurs konfederatom przybyła grupa oficerów z Francji, postanowiono, że warto oprzeć działania konfederacji o kilka twierdz, z których najważniejszymi były: klasztor w Tyńcu, zamek w Lanckoronie, zamek w Czorsztynie, zamek w Bobrku i – o ile to możliwe – Kraków. W ten sposób nie poniewieraliby się w wojnie partyzanckiej, ale – wręcz przeciwnie – dodawaliby otuchy całej Rzeczypospolitej jako władający prestiżowymi i symbolicznymi miejscami.



Kości zostały rzucone



Gdy 9 września 1770 roku młody Kazimierz Pułaski na czele dużej grupy zbrojnych stanął pod bramą klasztorną, był już bardzo sławny jako zagończyk, który sprytnie wymykał się rosyjskim obławom, kąsając boleśnie ich liczniejsze wojska. Jego stary przeciwnik, płk Iwan Drewicz, także niedawno odwiedził klasztor, żądając okupu za pozostawienie go w spokoju. Jego groźby traktowano poważnie, gdyż słynął z okrucieństwa i chytrości.



W najgorszej sytuacji był klasztor i ojcowie paulini. Wybór pomiędzy pragmatyzmem a patriotyzmem byłby prosty, ale oni wybrać mieli pomiędzy cichym sprzyjaniem konfederacji (drukarnia paulińska skrycie pracowała dla powstańców) a ostentacyjnym wzięciem na siebie roli stolicy konfederacji. Na dodatek nuncjusz papieski Angelo Durini sprzyjał konfederacji tak dalece, że nawet odwiedził powstańców pod Częstochową i pobłogosławił ich ryngrafy.



W tej sytuacji wypadki z 9 września i następnych dni pozostawiają wiele domysłów. Gdy bowiem Pułaski poprosił o wpuszczenie na Mszę św., został zaproszony, ale sam. Wyspowiadał się, uczestniczył we Mszy św. i przyjął Komunię Świętą, a następnie naradził się z nuncjuszem Angelo Durinim i przeorem Pafnucym Brzezińskim. Gdy kolejnego dnia, wykorzystując otwarcie furty na odbiór pieczywa, wpadł do klasztoru z rzekomymi pątnikami, łatwo otrzymał klucze od przeora, a około dwustu ludzi z załogi jasnogórskiej ślubowało mu wierność.



Chyba nigdy nie dowiemy się, czy ta cała akcja „zdobycia” klasztoru i dalsze „naciski” nie były swego rodzaju spektaklem, odegranym dla usprawiedliwienia paulinów i uchronienia przed zemstą Rosjan i króla Stanisława Augusta. Sukces był bezsprzeczny.



Bezowocne ataki



Częstochowa okazała się rzeczywiście znakomitym miejscem na siedzibę konfederatów. Stąd Pułaski rozsyłał gońców do samodzielnych partii szlacheckich, by koordynować ich działania. Tu przyjmował rozkazy od najwyższej władzy konfederackiej, czyli Generalności. Stąd wymykał się na Śląsk do księżnej Franciszki Wettinowej, z którą pertraktował osadzenie jej męża Karola na polskim tronie. Tu planował sprowadzić porwanego w Warszawie króla, aby wreszcie poparł konfederację barską lub abdykował.



Tymczasem w październiku dotarła do rosyjskiego pułkownika Iwana Drewicza wiadomość od grupy zakonników, że nie życzą sobie w klasztorze obecności konfederatów. O ich kontaktach z Rosjanami doskonale wiedział Pułaski i urządziwszy na Drewicza zasadzkę, pokonał go 4 listopada. Zaskoczony Drewicz uciekł i zebrawszy większe siły, wrócił dopiero po dwóch tygodniach, ale wówczas pociągnął w sukurs Częstochowie inny legendarny przywódca konfederatów, Zaremba.



Wzięty w kleszcze przez mniej liczne wojska polskie Drewicz rzucił się z wojskiem w stronę Zaremby, ale po kilku dniach manewrów i potyczek Polacy zniknęli Rosjanom w śnieżycach.



Po raz trzeci – i teraz już na dłużej – Drewicz podszedł pod Częstochowę na przełomie 1770 i 1771 roku i 3 stycznia uszykował atak. Zapowiedział przy tym swoim gemajnom, że za trzy godziny będą mogli przebierać w skarbach jasnogórskich.



Pułaski wyszedł mu naprzeciw z kawalerią i wysłał tzw. harcowników, którzy popisywali się indywidualnymi pojedynkami ku uciesze obu wojsk. Drewicz jednak naciskał, aby jego wojsko następowało w stronę klasztoru, co zmusiło Pułaskiego do cofania się, ale bez popłochu. Gdy rozochoceni Rosjanie podjechali za blisko, napotkali salwy armatnie, które wyrządziły im dotkliwe straty. Następnego dnia – pomni zasadzki – Rosjanie niechętnie atakowali, ale gdy daleko od murów wyszła przeciw nim jasnogórska piechota, nie wytrzymali i ich konnica ruszyła szarżą. Wtem Polacy rozstąpili się na dwie strony i popadali na ziemię, a strzelcy polscy – również ukryci daleko od murów – powstrzymali Rosjan tak, że ci zmieszali szyki, pozeskakiwali z koni i umykali na czworakach. Tak Pułaski okazywał wyższość swoich konceptów nad Drewiczowymi.



Głośna stała się również wymiana listów pomiędzy Pułaskim a Drewiczem. Gdy rosyjski dowódca przesłał na Jasną Górę ofertę poddania się, za co oferował Pułaskiemu godziwe warunki wyjścia z twierdzy i rangę generalską w wojsku carycy, otrzymał niezwykle trafną odpowiedź, że to właśnie Pułaski jemu oferuje przejście na stronę konfederacji, a w zamian awans nawet na marszałka konfederacji. Nie omieszkał wspomnieć przy tym, że już kiedyś niejaki Drewitz zdradził swoich Prusaków, przechodząc do Rosjan za awans. Koncept był bardzo trafny i prawdziwy, bo Drewicz był w armii rosyjskiej rzeczywiście dezerterem pruskim ze Szczecina w wojnie siedmioletniej.



9 stycznia Drewicz przypuścił atak na mury, gnając przed wojskiem okolicznych chłopów niosących faszynę dla zasypania rowów przed twierdzą. Stracił 200 zabitych i około 400 rannych żołnierzy, straty obrońców były minimalne. Od tego dnia Rosjanie utracili ducha walki i nie szturmowali więcej.



Epilog



Obrona Częstochowy trwała jeszcze do połowy stycznia, ale nie była tylko obroną, bo Kazimierz Pułaski organizował też wypady przeciw Rosjanom, którzy zamieniwszy np. zabudowania św. Rocha i św. Barbary na koszary, nie byli pewni dnia ani godziny. W końcu Drewicz kazał załadować rannych na wozy wymoszczone słomą i oddalił się w stronę Krakowa. Również w tej drodze nękał go Pułaski.



W święto Matki Bożej Gromnicznej urządzono w klasztorze piękną uroczystość, podczas której obok ceremonii liturgicznej Pułaski przewidział wręczenie około czterystu wyjątkowych odznaczeń najbardziej zasłużonym obrońcom. Miały kształt krzyża maltańskiego, a skrót literowy na nich widniejący Zygmunt Gloger zinterpretował jako „Kazimierz Pułaski przyznaje nagrodę dobrze zasłużonemu na Jasnej Górze dnia 2 lutego 1771 roku”.



Jasna Góra pozostała w ręku konfederatów aż do 18 sierpnia 1772 roku i skapitulowała dopiero na wieść o wygasaniu oporu w całej Rzeczypospolitej. Sam Pułaski wymknął się z twierdzy 31 maja, zabezpieczywszy jej obronę i przekazawszy dowództwo. Polecił też zrobić tak konfederatom, którym – jak jemu – groziły najsroższe represje. Udał się do Ameryki, gdzie zdobył sławę najlepszego kawalerzysty na świecie. Do dziś „Pulaski Day” jest największym świętem Polaków w USA.







Źródło: Nasz Dziennik.

Spot wyborczy:

Kandydaci Prawicy w województwach: