Publikacje
Nasz Dziennik - Marian Piłka: Hipokryzja
Czyje interesy realizuje PiS pod hasłem ”obrony zwierząt”?
Ulica i zagranica to podstawowy zarzut, jaki partia rządząca stawia opozycji używającej instytucji unijnych do forsowania swoich postulatów w polityce polskiej. I trudno odmówić racji obozowi rządzącemu. Uciekanie się do obcych sił w celu rozstrzygania sporów politycznych ma w Polsce długą i niechlubną tradycję. Jej symbolem jest konfederacja targowicka, która wezwała armię rosyjską do obalenia Konstytucji 3 maja i w rezultacie doprowadziła do likwidacji I Rzeczypospolitej.
We współczesnej Polsce zwyczaj odwoływania się do sił zewnętrznych jest pozostałością mentalności komunistycznej, ukształtowanej w ramach państwa zależnego, w którym naczelną instancją decydującą o polskiej polityce był Związek Sowiecki. To homo sovieticus traktował odwoływanie się do zewnętrznych sił w kształtowaniu rzeczywistości polskiej jako przejaw akceptowalnej praktyki politycznej. Przezwyciężenie pozostałości postkomunistycznych, mentalna dekomunizacja powinna objąć także tego typu praktykę polityczną.
Lewicowy projekt
W krajach Europy Zachodniej sięganie po siły zewnętrzne w kształtowaniu wewnętrznej polityki jest praktyką kompromitującą i wykluczającą z życia politycznego. Także w Polsce tego typu zachowania powinny eliminować polityków z życia politycznego. Niestety, tak nie jest.
Przykładem jest cały ciąg zachowań, jakie partie opozycyjne podejmują w ostatnich dwu latach, zarówno w instytucjach unijnych, jak też w zagranicznych mediach. Tacy politycy powinni być wykluczani z życia publicznego, bowiem swoimi działaniami nie tylko szkodzą państwu polskiemu, jego wizerunkowi i pozycji, ale przede wszystkim osłabiają państwo, czyniąc politykę polską przedmiotem gry sił zewnętrznych. To są zachowania niedopuszczalne i kompromitujące, powinny być publicznie piętnowane.
Dlatego z wielkim zdziwieniem należy przyjąć pomysł europarlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości, którzy w Parlamencie Europejskim zorganizowali wystawę „Make Fur History” – Niech futra przejdą do historii. Akcja formalnie jest wymierzona w branżę futerkową w całej Unii Europejskiej, ale jej istota jest zupełnie inna.
Otóż parlamentarzyści PiS, ze zdecydowanym poparciem Jarosława Kaczyńskiego, przygotowali projekt ustawy o likwidacji tej branży w Polsce pod hasłem „ochrony zwierząt”. To przejaw hipokryzji, bo w przypadku likwidacji tej dziedziny gospodarki produkcja zostałaby przeniesiona do Rosji, Ukrainy czy Chin, gdzie warunki hodowli zwierząt są znacznie gorsze. Poza tym projekt uderza w prężnie rozwijającą się branżę, w 93 procentach w posiadaniu rodzimych właścicieli, utrzymującej, razem z kooperantami, do 50 tys. pracowników. Pomysł PiS to w pewnym sensie kontynuacja polityki z lat 90., gdy likwidowano poszczególne branże ze względu na interesy zagranicznej konkurencji.
Projekt spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem nie tylko właścicieli i pracowników ferm futrzarskich, ale także prawicowej opinii publicznej zaniepokojonej forsowaniem jednego z istotnych elementów lewicowej agendy politycznej, jakim jest likwidacja ferm futrzarskich, przez partię uważającą się za prawicę. Bowiem „ochrona zwierząt” zmierza w kierunku zakwestionowania nadrzędnej pozycji człowieka w porządku bytowym na rzecz „zrównania wszystkich istot żyjących”, co miałoby kolosalne konsekwencje cywilizacyjne. Dlatego obok ideologii gender animalizm jest zasadniczym elementem lewicowej destrukcji cywilizacji europejskiej.
Unijny parawan
Bardzo wyraźny i głośny sprzeciw wobec lewicowego projektu, będącego przejawem szaleństwa nie tylko ideologicznego, ale także gospodarczego, spowodował zmianę taktyki partii rządzącej. W obawie przed utratą przynajmniej części własnego elektoratu PiS postanowiło walkę z futrzarską produkcją przenieść na poziom unijny. Jest to tym bardziej zaskakujące, że oznacza użycie instytucji zewnętrznych do kształtowania polityki polskiej, co Prawo i Sprawiedliwość tak zdecydowanie zarzucało obecnej opozycji.
Co prawda już w 2014 roku PiS stworzyło precedens, wykorzystując Parlament Europejski do kwestionowania wyniku wyborów samorządowych, ale wydawało się, że jest to „wypadek przy pracy”, który więcej nie zostanie powtórzony. Tym bardziej że to właśnie opozycja w ostatnich dwu latach z gorliwością neofity zaczęła wykorzystywać Unię Europejską do walki politycznej w Polsce.
Przeniesienie na poziom unijny kwestii likwidacji branży futrzarskiej jest spowodowane zasadniczym oporem wobec tego projektu w Polsce, co może być bardzo kosztowne politycznie dla PiS. Aby uniknąć strat w elektoracie, zamknięcie dochodowej branży ma się dokonać przy użyciu instytucji unijnych. Tym samym PiS będzie mogło wystąpić wobec polskiej opinii publicznej jedynie w roli wykonawcy standardów unijnych.
Obowiązkiem polskiego rządu jest obrona polskiej gospodarki, a nie szukanie pretekstu, jak zlikwidować bez strat elektoratu świetnie prosperujący dział gospodarki, który jest konkurencyjny na międzynarodowych rynkach. Przeciwstawienie się tym zamysłom partii rządzącej na forum unijnym będzie jednym z testów na patriotyzm gospodarczy polityki premiera Mateusza Morawieckiego. Ta decyzja PiS nie ma żadnego usprawiedliwienia. Odwołanie się do instytucji unijnych ujawnia skrywaną słabość partii rządzącej. Bo choć dominuje w mediach, to boi się rzeczywistej debaty publicznej odsłaniającej wszelkie uwarunkowania gospodarcze i ideologiczne tego projektu.
Dwuznaczna polityka
Próba rozstrzygnięcia sporu wokół samego istnienia branży futrzarskiej w Polsce poprzez zewnętrzne instytucje pokazuje, że nadal żywa jest w dominujących partiach politycznych postkomunistyczna mentalność odwoływania się do zewnętrznych sił w sporach wewnętrznych. To nie tylko uprzedmiotowienie państwa polskiego na arenie międzynarodowej, to także praktyczne kwestionowanie jego suwerenności. Hasło o „powstawaniu z kolan” staje się ofiarą, gdy chodzi o partyjny interes. To nie dobro państwa, nie jego pozycja międzynarodowa, ale ideologicznie motywowany egoizm partyjny uderzający w polską gospodarkę okazuje się głównym motywem rządzącej partii. Ten przykład pokazuje skrywane podobieństwo nie tylko metody politycznej partii rządzącej i opozycji, ale i sposób patrzenia na suwerenność Polski, pokrewny myśleniu i działaniu tych wszystkich, którzy nad dobro Rzeczypospolitej przekładali egoizm partyjny, bez względu, czy to byli targowiczanie czy komuniści.
Dobro Polski wymaga, aby ten sposób myślenia i praktyki politycznej odesłać na śmietnik historii, a polityków, którzy są przywiązani do wykorzystywania instytucji zewnętrznych do kształtowania polityki polskiej, wyeliminować z polskiego życia politycznego.
Źródło: Nasz Dziennik.